Spółdzielnie Mieszkaniowe boją się wspólnot!

Zabrzańska Spółdzielnia Mieszkaniowa chwyta się wszystkich sposobów, żeby zatrzymać lokatorów. Ostatnio rozwiesiła w blokach plakaty, na których ostrzega mieszkańców, że wspólnoty zamienią bloki w slumsy. - Te plakaty to kompletna bzdura - denerwują się mieszkańcy i chcą walczyć ze spółdzielnią, choćby w sądzie.

Na początku tygodnia mieszkańcy zobaczyli na tablicach informacyjnych plakaty, a w skrzynkach pocztowych znaleźli ulotki. Podkreślony tytuł krzyczy już z daleka: "Chcesz za 5 lat mieszkać w slumsach? To załóż wspólnotę...". Później jest wywód o wyższości spółdzielni nad wspólnotami. Mieszkańcy dowiadują się m.in., że tańszy czynsz się zemści, bo nie będzie pieniędzy na remonty, nie będzie gdzie zadzwonić w przypadku awarii, a lokatorzy nie mają nawet co liczyć na bezpłatną pomoc prawną ze strony zarządcy. W tej samej ulotce spółdzielnia jawi się jako spokojna przystań, z władzami, które nie działają dla zysku i zrobią wszystko, żeby lokatorzy byli zadowoleni.

Skąd taki atak na wspólnoty mieszkaniowe? - To nasza odpowiedź na działania zarządców, którzy za wszelką cenę próbują przekonać mieszkańców, żeby zawiązywali wspólnoty. Naganiają ludzi do swojego interesu, ale nie mówią im wszystkiego. Nie możemy siedzieć z założonymi rękami. A że używamy mocnych sformułowań? To zarządcy pierwsi zaczęli - wyjaśnia Włodzimierz Bosowski, dyrektor ds. technicznych Zabrzańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

Ale mieszkańcy mówią co innego. Według nich to kolejna odsłona wojny z lokatorami, którzy mają dość spółdzielni i chcą się wyzwolić spod jej władzy. W 2006 roku pisaliśmy o walce grupy mieszkańców z bloku przy ul. Wyspiańskiego. Udało im się postawić na swoim ośmioletnich negocjacjach. Spółdzielnia początkowo chciała od każdego 13 tys. zł za przeprowadzone inwestycje. Później spuszczała z ceny, aż w końcu lokatorzy postawili na swoim. Zapłacili jedynie kilkaset złotych za akt notarialny o zrzeczeniu się członkostwa w spółdzielni.

- Te ulotki to kompletna bzdura. Tak naprawdę to spółdzielnia jest niewydolnym molochem, który marnotrawi pieniądze - denerwuje się Zdzisław, który razem ze współlokatorami z bloku przy ul. Tatarkiewicza bezskutecznie stara się zawiązać wspólnotę mieszkaniową. Póki co stanęło na tym samym, co w przypadku Wyspiańskiego: spółdzielnia chce, by lokatorzy oddali po 9 tys. zł za przeprowadzone remonty. - To obliczenia wzięte z sufitu. Mieliśmy niby robiony remont dachu, ale gołym okiem widać, że nikt nie położył ani kawałka papy. Dlatego chcemy sami wydawać nasze pieniądze - dodaje.

Lokatorzy zapowiadają, że to nie koniec walki ze spółdzielnią. - Jeśli trzeba będzie, to pójdziemy do sądu - mówią.

Taki sam model przekazywania informacji, chociaż w mniej destrukcyjny sposób przyjmują inne spółdzielnie w tym i te - bytomskie....